wtorek, 15 sierpnia 2017

Wakacje 2017 - Łotwa/Litwa - Dzień pierwszy

W tym roku na wakacje postanowiliśmy się wybrać na północny wschód. W planach było zwiedzanie Rygi i Wilna.

Ruszamy wieczorem, żeby przy mniejszym ruchu przelecieć jak najwięcej kilometrów. Świt wita nas w Suwałkach.


Zrobiliśmy mniej więcej połowę trasy, teraz lecimy przez Litwę. Trzeba uważać na ograniczenia prędkości. Niestety autostrad brak, więc jazda lokalnymi drogami ale tragedii nie ma. Jedziemy oszczędnie więc i tak wyższych prędkości nie osiągamy. Jakość asfaltu mogła by być lepsza, ale to co jest też bardzo złe nie jest. Za to kultura na drodze ogromna. Kierowcy wolniejszych pojazdów zjeżdżają na pobocze ułatwiając wyprzedzanie. Praktycznie wszyscy przestrzegają ograniczeń prędkości więc jedzie się bardzo płynnie. Może nie szybko ale płynnie.

Po drodze kilka zatrzymań w celu poszukiwań geocachy.


Przy jednym z keszy, zauważyliśmy wielce obiecujący zamek. Szczerze mówiąc nie planowaliśmy nic zwiedzać po drodze aby jak najszybciej dotrzeć do Rygi. Dlatego nie bardzo wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i co jest przed nami. Postanowiliśmy się jednak udać na obejrzenie tego zabytku.

Bauska (Bowsk)

Naszym oczom ukazał się Zamek Bowski. Zakon Kawalerów Mieczowych rozpoczął jego budowę w 1443 roku. Miał burzliwą historię, z którą polecamy się zapoznać. Sam zamek jest przepiękny. Jeżeli będziecie w okolicy to naprawdę warto tutaj zajrzeć. Ze względu na barierę językową oraz goniący nas czas odpuściliśmy zwiedzanie wnętrz, zadowalając się dziedzińcem i przedpolem zamku.














Po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej, jeszcze 70 kilometrów do pokonania.


W sumie po pokonaniu 1000 km w ciągu ok 20 godzin, dotarliśmy do celu. Jeszcze tylko walka z hostelem. Okazało się że nie mamy noclegu który zamówiliśmy. Nie zostaliśmy powiadomieni, że pomimo wybrania czterech łóżek w jednym pokoju, możemy zostać podzieleni. Jadąc na wakacje z dziećmi nie tego się oczekuje. Na całe szczęście udało się znaleźć inny hostel, a poprzedni anulował rezerwację bez pobierania opłaty. Skończyło się więc na straconych nerwach, odrobinie strachu i kilkudziesięciu minutach.

Jeszcze tylko dojechać do hostelu, zrobić po drodze zakupy, rozpakować się i do spania. Następny dzień miał być naprawdę ciężki. Nie żeby przejechanie takiego dystansu na raz nie było :)

Brak komentarzy: