piątek, 6 stycznia 2012

Wakacyjne wspomnienia cz.5 - Alpy

Za oknem pogoda, że aż człowiekowi się nie chce wstawać z łóżka. W całej europie szaleją śnieżyce a u nas deszcz. Może pogoda wzięła sobie do serca słowa premiera i też uważa że jesteśmy zieloną wyspą. Dlatego też wracam pamięcią do wakacji, wszak jeszcze kilka dni do wspomnienia zostało.

Dzień ósmy

Tego dnia z wielkim bólem serca opuściliśmy Taize i skierowaliśmy się dalej na południe. Cały czas towarzyszyła nam w drodze przepiękna pogoda. Po drodze mogliśmy się posilić i oglądać coraz bardziej górzyste tereny. W końcu zbliżaliśmy się powoli do Alp francuskich
Obiad w drodze.
Interesująca sprawa. Side-bike Zeus. Dla tych którzy nie potrafią się zdecydować czy chcą samochód czy motocykl. Przyczepka jest zamontowana na stałe do motocykla. Pojazd rejestrowany jest na 4 osoby.
Zatrzymaliśmy się na chwilę w Grenoble. Tutaj zaczyna się lub kończy jak kto woli jedna z najniebezpieczniejszych dróg w Europie. Droga krajowa N85 zwana Drogą Napoleona. O samej drodze napiszę w dalszej części. Zatrzymaliśmy się właśnie w tym miejscu, ponieważ tutaj zakończyła się ostatnia podróż polskich pielgrzymów wracających do domu. 22 lipca 2007 roku polski autokar wypadł w tym miejscu z drogi rozpędzony ogromną siłą i spadł do rzeki poniżej. Zginęło wtedy 26 osób. Znajduje się tam olbrzymia płyta skalna upamiętniająca tą katastrofę. Obok niej stoi druga upamiętniająca podobny wypadek z 1973 roku. Przejazd tym odcinkiem jest zabroniony dla autokarów, chyba że są wyposażone w specjalny system hamulcowy oraz posiadają pozwolenie władz. Polski autokar nie posiadał ani jednego ani drugiego. Droga w tym miejscu jest wyjątkowo stroma i kręta. W związku z tym miejscem specjalnie z Polski zabraliśmy znicz i zapaliliśmy go pielgrzymom.

Widok na drogę oraz na rzekę poniżej mostu naprawdę powodują gęsią skórkę. Autokar musiał spaść kilka dobrych metrów niżej.

Góra z której jechał autobus...
...i miejsce gdzie spadł.


Kilka godzin później dotarliśmy bezpiecznie do sanktuarium maryjnego La Sallete. Jak głosi historia, Matka Boża ukazała się jeden jedyny raz 19 września 1846 roku dwojgu pastuszkom w tym położonym na wysokości 1750 m n.p.m. miejscu. Samo sanktuarium, znajduje się w miejscu przepięknym i nie jest widoczne z żadnego miejsca do momentu aż się nie wjedzie praktycznie na parking przed nim. Jest otoczone ze wszystkich stron przez góry. Niestety odnieśliśmy przykre wrażenie że obecnie sankturaium nastawione jest tylko na zysk i zdzieranie kasy z przyjeżdżających tu pielgrzymów. Ceny jak za oferowany standard są masakryczne. Ale nie o tym miałem pisać :)

Zaraz po przyjeździe zdecydowaliśmy, że wybierzemy się na wieczorną wycieczkę na pobliski szczyt Gargas. To co urzeka w tym miejscu to fakt, że można łazić po całych alpach w dowolnym kierunku i praktycznie nie spotkać nikogo. No może sporadycznie jedną lub dwie osoby. Dla miłośników łażenia po górach to miejsce idealne. Gargas wznosi się na wysokość 2208 m. n.p.m. Niestety ponownie ze względu na moje zapalenie płuc oraz zapadający coraz szybciej zmierzch o chłód nie udało nam się wejść na szczyt. Postanowiliśmy zawróć po zdobyciu jakichś 2/3 szlaku. 


Jeszcze Wam trochę opiszę Alpy w tym konkretnym miejscu. Dla osób wyobrażających sobie te góry jako wysokie szczyty pokryte śniegiem i lodowce lub piękne łąki na których pasą się fioletowe krowy i świstaki ze sreberkami może to być szok. Alpy nie są w żaden sposób jednorodne. W tym jednym tylko miejscu można było odnaleźć po trochu Bieszczad z ich połoninami, Pienin z ostrymi wietrzejącymi skałami, Tatr i Gorców. Powietrze jest krystalicznie czyste i czasami trzeba się zatrzymać żeby można było złapać oddech.
Motocykle nie są niestety dla wszystkich. Ten piękny Trans Alp aż szorował silnikiem po asfalcie pod ciężarem pasażerów. Gdyby to był koń to pewnie wolałby skoczyć z urwiska
Widok z naszego okna. Tam wyruszyliśmy następnego dnia
Sanktuarium
Cały kompleks samktuarium
Księżyc nad alpami
Zachwyt nad gąsienicą. Jedną z wielu.
Citroen 2CV w stanie prosto z fabryki. Coś pięknego, gratka dla miłośników marki.
Na sam koniec wrzucam nie moje zdjęcie, żebyście mogli zrozumieć klimat La Salette.
La Salette zimą



Brak komentarzy: